Z artykułu dowiesz się, co mają wspólnego dwa zawody: kontroler wieży lotów i symultaniczny ustny tłumacz medyczny. Także uzyskasz wiedzę na temat ogromnej odpowiedzialności w pracy pisemnego tłumacza medycznego oraz ewentualnych konsekwencji pomyłek na przykładzie pozornie nieistotnego błędu jednego znaku tekstu.
Tłumaczenia symultaniczne, a w szczególności medyczne ustne tłumaczenia symultaniczne, to rodzaj najbardziej wymagających tłumaczeń ustnych. Dotyczy on jednoczasowego tłumaczenia konferencji naukowej, międzynarodowego szkolenia specjalistycznego bądź przemówień nobliwych person, np. głów państw. Trudność polega przede wszystkim na tym, że – w przeciwieństwie do tłumaczeń konsekutywnych bądź tłumaczeń szeptanych – prelegent nie zatrzymuje się ani na chwilę, by dać czas tłumaczowi ustnemu na zastanowienie się i przełożenie wypowiadanej przez siebie kwestii.
Zamiast tego w ogóle nie zważa na zamkniętego w dźwiękoszczelnej kabinie tłumacza symultanicznego. Każdy tłumacz symultaniczny w toku wykonywania swej pracy jednoczasowo (w czasie rzeczywistym – po angielsku real time translation) tłumaczy ostatnio zasłyszany fragment wypowiedzi, jak i analizuje kolejne wypowiadane kwestie, które za moment postara się wiernie przetłumaczyć. Wobec tego pracę tę mogą wykonywać jedynie tłumacze ze specjalnymi predyspozycjami do podzielności uwagi oraz profesjonalnym przygotowaniem lingwistycznym i metodologicznym, a w przypadku tłumaczeń medycznych – tłumacze z wiedzą merytoryczną z zakresu medycyny.
Zawód kryjący się pod nazwą „tłumacz medyczny” jest tym bardziej odpowiedzialny, iż od profesjonalizmu wykonawcy, manifestującego się wysokim stopniem wierności przekładu, zależeć może prawidłowe postępowanie terapeutyczne z pacjentami. W trakcie tłumaczenia symultanicznego sympozjum naukowego tłumacze pracują w parach, zmieniając się w kabinie dźwiękoszczelnej co 15-20 minut, gdyż wysiłek i stres związany z takim przekładem są nieporównywalnie wyższe niż w przypadku innych typów sztuki przekładu. Żaden człowiek z natury nie jest w stanie utrzymać adekwatnego poziomu koncentracji w pracy tłumacza symultanicznego choćby przez 30 minut, dlatego tłumaczy symultanicznych na konkretnym międzynarodowym sympozjum naukowym powinno być dla danej pary językowej minimum dwóch i zwykle jest ich dwóch. Osoba pragnąca zostać tłumaczem symultanicznym musi odbyć praktykę minimum 100 godzin w kabinie dźwiękoszczelnej. Tak naprawdę mało kto posiada predyspozycje do wykonywania zawodu tłumacza symultanicznego, gdyż osoba taka powinna być odporna na przeżywanie stresu porównywalnego z tym, który często odczuwa szczególny pracownik lotniska – specjalista zatrudniony w wieży kontroli lotów, od którego przełożeni wymagają niesłychanej podzielności uwagi.
Mózg kontrolera lotów powinien być zdolny do wielokanałowego przetwarzania danych, ponieważ w czasie rzeczywistym, bez opóźnienia reakcji, ma za zadanie analizować informacje na temat położenia wielu maszyn latających jednocześnie. Od uważności oraz adekwatnej decyzyjności kontrolera lotów zależą planowe przyloty i odloty samolotów pasażerskich oraz zdrowie i życie podróżnych linii lotniczych i unikanie wypadków i katastrof lotniczych!
W tym miejscu można też zauważyć analogię pracy kontrolera wieży lotów do zajęcia tłumacza symultanicznego naukowych konferencji medycznych, gdzie od profesjonalizmu pracy tłumacza kabinowego potencjalnie może zależeć zdrowie i życie pacjentów, jeśli słuchacze beznamiętnie będą przyjmowali jego przekład jako bezbłędny, podobnie jak w przypadku tłumacza pisemnego naukowych tekstów medycznych.
Medycyna zna takie przypadki, że cały nakład przetłumaczonego z angielskiego na polski podręcznika klinicznego należało wycofać tylko z powodu jednego przecinka, tak, to nie jest żart – przecinka, który pełnił funkcję miejsca dziesiętnego w kwestii dawkowania leku. W języku angielskim jest to zawsze kropka, po polsku już przecinek, np. wartość „jeden i pięć setnych” [1.05] zamienia się w przekładzie angielsko-polskim na [1,05]. Przesunięcie miejsca dziesiętnego o jeden rząd wielkości, np. wskutek pomyłki tłumacza medycznego – dodatkowo przeoczonej przez redaktora, korektora tekstu i drukarza – sprowadzającej się do zamiany wartości [1.05] na [10,5], może prowadzić do konwersji zalecanej dawki terapeutycznej na dawkę letalną, czyli potencjalnie wywołać śmierć u pacjenta. Wszystko to wynika ze znanej od dawna reguły Paracelsusa, iż każda substancja może być lekiem lub trucizną, a kierunek jej działania (leczniczy bądź szkodliwy) zależny jest od dawki. Zbyt mała dawka może mieć działanie podprogowe, czyli nie wywoływać żadnego skutku na organizm ludzki, dawka terapeutyczna jest zwykle stymulująca (efektywna), natomiast przedawkowanie wywołać może reakcje niepożądane, manifestujące się chorobą lub nawet zejściem śmiertelnym.
Zatem praca tłumacza medycznego bywa obarczona ogromną odpowiedzialnością. Oczywiście praca tłumacza w specjalnym programie komputerowym ułatwiającym tłumaczenia (po angielsku CAT – computer-aided translations) ułatwi uniknięcie tego typu drobnych „błędów literowych”, czyli wynikłych z pomyłki pojedynczego stuknięcia w klawiaturę (po angielsku „typos” lub „typing errors”). Ponieważ tak wiele cech i umiejętności trzeba jednocześnie posiadać, by zostać profesjonalnym tłumaczem medycznym, tym bardziej symultanicznym, wartość rynkową takich jednostek, wręcz unikatów, można przyrównać do znanego drogocennego kruszcu, metalu szlachetnego o złocistej poświacie.