„Rozmowa kwalifikacyjna” – dla większości z nas już sama myśl o znalezieniu się w takiej sytuacji powoduje stres. A „rozmowa kwalifikacyjna po angielsku”? Uff, zimny pot rosi czoło…
Nie będziemy Was tu przekonywać, że nie ma się co denerwować i wystarczy parę głębszych oddechów. Nie będziemy, bo wiemy przecież, że stresu się w ten sposób i tak nie pozbędziecie. Chcemy więc raczej doradzić, co zrobić, jak się przygotować, by pomimo zdenerwowania dobrze wypaść podczas rozmowy. No i oczywiście zdobyć wymarzoną pracę.
Zacznijmy może od samego początku – czyli Waszego CV. Tu chcemy Was uczulić, by poziom języka wpisać w nim zgodnie ze stanem faktycznym i jak najprecyzyjniej (najlepiej według Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego, np. B2). To z jednej strony uczyni Was wiarygodnymi w oczach pracodawcy, który i tak to podczas rozmowy zweryfikuje, a z drugiej – Wam samym oszczędzi nerwów z powodu przymusu udowodnienia posiadania stopnia umiejętności wyższych niż deklarowane.
Skoro już przy CV jesteśmy, przyjrzyjmy mu się dokładniej. Warto sprawdzić, czy choć w ogólnym zarysie jesteśmy w stanie nazwać po angielsku wszystkie miejsca pracy, stanowiska, obowiązki zawodowe i dane dotyczące wykształcenia w nim się pojawiające. To słownictwo warto mieć opanowane w stu procentach, gdyż na sto procent przyjdzie Wam go użyć. Szczególnie polecamy się skupić na opisie obowiązków, zadań, projektów i oczywiście dokonań. A wszystko to wzbogacić o specyficzne, branżowe słownictwo. Jeśli będziecie używać wyrażeń i zwrotów specjalistycznych, właściwych dla dziedziny, którą się zajmujecie, to oprócz potwierdzenia kompetencji językowych udowodnicie swój profesjonalizm i poziom merytoryczny. Warto więc zawczasu stworzyć sobie taki własny słowniczek i sumiennie się go nauczyć.
Następnie polecamy przejrzeć w Internecie listę pytań zazwyczaj pojawiających się na rozmowach kwalifikacyjnych w polskim języku. Tak naprawdę, podczas wywiadu po angielsku pojawią się najprawdopodobniej te same pytania. Gdy już przygotujecie na nie odpowiedzi (najlepiej również na piśmie) – czas je sobie przećwiczyć. Spróbujcie najpierw po prostu mówić do lustra, żeby nabyć płynności – w ten sposób Wasze wypowiedzi zaczną brzmieć swobodnie i naturalnie. Później, w miarę możliwości, warto poćwiczyć z kimś znającym język angielski, żeby nas trochę ze schematów wybił: zaskoczył jakimś pytaniem, dopytał o nowe szczegóły.
Generalnie opłaca się też czas przed rozmową poświęcić na jak najczęstsze obcowanie z językiem angielskim: czytanie, słuchanie, pisanie, rozmowy. Zajrzyjmy na anglojęzyczne strony w Internecie, posłuchajmy takiego radia, napiszmy może mail do znajomego. To da nam poczucie zanurzenia się w innej językowej rzeczywistości; sprawi, że angielskie słowa będą przychodziły same, naturalnie. Zaczniemy w tym języku formułować myśli. Wrażenie swobody, jakie dzięki temu zrobimy, jest bardzo ważnym czynnikiem w ocenie stopnia opanowania języka.
Będąc już tak ogólnie przygotowanymi, miejcie jeszcze na uwadze jeden zwyczaj rekruterów, szczególnie z dużych firm: bardzo często wstępną rozmowę kwalifikacyjną po angielsku przeprowadzają oni przez telefon. I to nierzadko biorąc nas z zaskoczenia – jest to zwykle działanie jak najbardziej celowe, gdyż umożliwia ocenę naszego angielskiego w stanie „na teraz”, czyli bez przygotowania. Dlatego radzimy, by wykazać się jeszcze większym sprytem i jednak zawczasu się przygotować. Pytania mogą pojawić się te same, co podczas bezpośredniej konwersacji, więc wszystkich przydatnych słówek i zwrotów nauczmy się jak najwcześniej. I bądźmy też psychicznie przygotowani – by nie spanikować, gdy telefon „zastanie” nas na zakupach w spożywczaku, tylko albo znaleźć wtedy ustronny kąt do rozmowy, albo zaproponować oddzwonienie w niedługim czasie, gdy tylko warunki na to pozwolą. No i taka pragmatyczna uwaga: w okresie szukania pracy zawsze nośmy przy sobie telefon i zwracajmy uwagę, czy nie jest przypadkiem wyciszony albo czy nie wymaga doładowania. Taka rozmowa może potrwać około kwadransa i nie wyglądałoby dobrze, gdybyśmy rozłączyli się w trakcie.
Na jeszcze jedną rzecz chcielibyśmy Was uczulić: rozmawiając, pamiętajcie też o całym kontekście kulturowym związanym z używaniem języka angielskiego, o anglosaskiej etykiecie, stylu, w jakim wypada bądź nie wypada się wyrażać. Jeśli na przykład rekruter zapyta „How are you?”, to nie zaczynajcie długiej opowieści o tym, jak się miewacie, bo w języku angielskim ten zwrot pełni funkcję raczej pozdrowienia (czyli „dzień dobry”) niż pytania. Ograniczcie się więc do „I am fine, thank you, and you?”.
I na koniec jedna, ale bardzo istotna uwaga. Pod żadnym pozorem w trakcie rozmowy nie wplatajcie w swoje wypowiedzi polskich wyrazów czy – co gorsza – nie przechodźcie na język polski. Nawet gdybyście z nerwów zapomnieli najbardziej oczywistych słów czy nie byli w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytania, lepiej powiedzieć cokolwiek, nawet nie związanego z tematem czy wyznać wprost „I’m too nervous to answer now”. Pamiętajcie, że pracodawca poza samym językiem testuje też Wasze potencjalne umiejętności komunikowania się z obcojęzycznym klientem i że w takiej realnej sytuacji nie będziemy mieli przecież opcji zmienienia języka na polski. Więc poradzenie sobie wtedy, pozostając w obrębie języka angielskiego, jest też wyrazem naszej elastyczności i pomysłowości.
No cóż, pozostaje nam tylko całym sercem życzyć Wam powodzenia i wiary we własne siły. Good luck to all of you!